czwartek, 11 marca 2021

Białe oczy

"O! Kolejna biografia Tyrmanda i do tego, tego samego autora" - tak pomyślałam, kiedy zobaczyłam nową książkę Marcela Woźniaka "Tyrmand. Pisarz o białych oczach". Zastanawiałam się, co nowego o Tyrmandzie mogę z niej wyczytać, ale jako że lubię postać tego pisarza i publicysty, to kiedy nadszedł czas, wzięłam się za lekturę.

Możecie spytać kim był Leopold Tyrmand? Urodził się on 16 maja 1920 roku w Warszawie, był jedynakiem w rodzinie zasymilowanych Żydów, jako dziecko został ochrzczony. Po ukończeniu szkół w 1938 roku wyjechał na studia architektoniczne do Paryża. W Paryżu poznał amerykański jazz, po wojnie rozpropagował tę muzykę nad Wisłą. Latem 1939 roku wrócił na wakacje do kraju gdzie wybuch wojny uniemożliwił mu powrót na uczelnię. Z Warszawy trafił do Wilna, tam zaangażował się w działalność niepodległościową, niestety został zaaresztowany przez Sowietów i o ironio od katorgi wybawił go atak III Rzeczy Niemieckiej na ZSRR. Uciekł ze zbombardowanego transportu. Ukrywał się na Wileńszczyźnie, gdzie doszedł do wniosku, że najciemniej jest pod latarnią, dlatego zgłosił się na roboty do Niemiec, gdzie był kelnerem. Gdy wiadomo było, że Niemcy wojnę przegrywają uznał, że kiepsko byłoby zginąć pod alianckimi bombami, dlatego wraz z przyjacielem wyruszył w stronę neutralnej Szwecji. Nie udało mu się tam jednak dotrzeć, dopłynął do Norwegii, gdzie trafił do obozu pracy, tam zastał go koniec wojny. Po wojnie pracował jako polski dyplomata w Danii i Norwegii, zajmował się repatriacją Polaków do kraju, ostatecznie sam do Warszawy wrócił w 1946 roku. W kraju podjął pracę dziennikarza, publikował też prozę. Był zaciekłym antykomunistą, pisał w „Tygodniku Powszechnym”, po zamknięciu magazynu w 1953 roku, nie mógł znaleźć stałego zarobku. Los się do niego uśmiechnął, gdy od wydawnictwa Czytelnik dostał zlecenie napisania powieści. Tak powstała jego najbardziej znana powieść, czyli „Zły”, wydana na początku 1956 roku. Dziesięć lat później Leopold znów napotykał problemy, nie chciano wydawać jego książek, zdecydował się wyjechać z kraju, osiadł w Stanach Zjednoczonych. Tam z niepokojem obserwował rosnącą popularność komunizmu. Leopold w Polsce nazywany liberałem, słuchający wywrotowego jazzu, w Ameryce został nazwany konserwatystą. W tym miejscu zakończę wątek biograficzny, zachęcam, by samemu dowiedzieć się reszty informacji na temat Leopolda, który miał bogate i barwne życie. Sam Leopold uchylał rąbka tajemnicy i wątki autobiograficzne wplatał w swoją twórczość. Co jest prawdą, a co fikcją możemy zweryfikować czytając poświęcone mu biografie.  

Biografia „Tyrmand. Pisarz o białych oczach” został wydana jesienią 2020 roku, roku imienia Leopolda Tyrmanda ustanowionego uchwałą Sejmu RP dla uczczenia 100. rocznicy urodzin i 35. rocznicy śmierci "wybitnego pisarza, dziennikarza i publicysty", tak zapisano w uchwale. Myślę, że warto dodać, że ta uchwała została przyjęta przez aklamację. W dokumencie napisano że: "w najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną", dodano też słowa samego autora: " nie pójdę na żadną służebność myśli, sumienia i egzystencji, nie poprawię sobie niczego w życiu za cenę tego, w co wierzę, co zdaje mi się słuszne i godne mej lojalności". Zaś Zbigniew Herbert pisał o Tyrmandzie: "Na jego postawie moralnej wzorowałem się i naprawę nie wiem, czy przeżyłbym bez niego te ciemne czasy".

Bardzo się cieszę mogąc napisać, że moje obawy wobec nowej biografii autorstwa Marcela Woźniaka zostały rozwiane, książka jest świetną opowieścią. Jest to reporterska biografia, autor dąży i szuka prawdy o Leopoldzie. Dzięki czemu wcześniejsze hipotezy zostały potwierdzone lub odrzucone, mamy tu zdecydowanie więcej informacji, ciekawostek. Widać na jej kartach ogrom pracy włożony przez autora oraz to ile się on dowiedział o Tyrmandzie od wydania poprzedniej biografii "Moja śmierć będzie taka, jak moje życie" w 2016 roku. W tej nowej książce Marcel Woźniak przedstawia czytelnikom też inne osoby, które zajmują się Tyrmandem, dbają o jego pamięć.

Warto dodać, że Marcel Woźniak jest również współtwórcą serialu dokumentalnego z 2020 roku pt. "Leopold Tyrmand - życie bez kompromisów", można go zobaczyć na portalu VOD Telewizji Polskiej: https://vod.tvp.pl/website/leopold-tyrmand-zycie-bez-kompromisow,51513807#.

 Po lekturze biografii i seansie dokumentu nt. Leopolda Tyrmanda sięgnęłam znów do twórczości pisarza, do książki "Zły”. „Złego" przeczytałam po raz pierwszy po maturze w 2011 roku. Lekturę podsunęła mi moja mama, zachwycona tą powieścią, którą sama poznała w swoim rodzinnym domu; dziadkowie mają w swojej biblioteczce wydanie IV od wyd. Czytelnik z 1966 roku, a egzemplarz mojej mamy jest V wydaniem i pochodzi z roku 1990 roku. Jak widać powieść uważana za największy sukces wydawniczy powojennej Polski i pierwszy bestseller PRL-u, na kolejny dodruk musiała czekać 26 lat. Pisarz, który wyemigrował z kraju, nie mógł być w nim wydawany ani wznawiany.

Mam jeszcze kilka uwag dotyczących edycji wydań powieści. Okazuje się, że w siermiężnych czasach PRL-u książki wydawane były z większą starannością, niż w czasie transformacji ustrojowej oraz czasach dzisiejszych. Wydanie „Złego” z 1966 roku mimo swoich 51 lat dobrze się trzyma, strony są zszyte, papier jest dobrej jakości a druk czytelny, krój czcionki i interlinia są przyjazne oczom. W wydaniu z roku 1990 papier jest gorszego gatunku, druk miejscami bledszy i węższy. A we współczesnych wydaniach od wydawnictwa MG druk miejscami przebija się na drugą stronę. Są to jedynie sprawy kosmetyczne i drugorzędne, jednak dobrą treść tym milej się czyta w dobrze wydanej książce.

Ciężko jest określić gatunek literacki „Złego”, sam autor twierdził, że jest to powieściowa wersja ballady ulicznej. Książkę można nazwać powieścią epicką, wielowątkowa historią, romansem, kryminałem, powieścią detektywistyczną, portretem powojennej Warszawy, czy wreszcie opowieścią o niepowtarzalnym i oryginalnym superbohaterze, tytułowym ZŁYM. Nasz ZŁY działa jak superbohater, pojawia się i znika w sposób tajemniczy, sam wymierza sprawiedliwość, gdy powołane do tego służby okazują się bezsilne, organizuje grupę swoich sprzymierzeńców i pomocników, zyskuje też naśladowców. ZŁY działa wobec przemyślanego planu, jest ukierunkowany ku dobru, ma też swoje motywy oraz swój znak rozpoznawczy – białe oczy. Dlatego właśnie „Złego” nazywam opowieścią o superbohaterze.

Tyrmand w swojej powieści powołał do życia wielu ciekawych bohaterów, ukrył w treści intrygujące tajemnice, prowadził nas przez kilka śledztw oraz zawarł swoiste studium przypadku, któremu poświęcił się jeden z bohaterów, Pan w meloniku.

W jednym fragmencie utworu bohater zwołuje kolegów krzycząc: „Anawa!”, jest to spolszczenie dwóch słów z języka francuskiego – „en avant”, znaczących po polsku „naprzód”. Spotkałam się hipotezą, że to właśnie od tego wyrazu w „Złym” swoją nazwę wziął kabaret i zespół muzyczny – Anawa grający razem z Markiem Grechutą.

Stwierdzam, że po dziesięciu latach, od pierwszej lektury, jestem tak samo zachwycona książką, albo nawet bardziej. Przyznaję, że zapomniałam, że to tak wielowątkowa opowieść. Myślę, że teraz, bogatsza o życiowe doświadczenia, więcej z niej rozumiem i inaczej patrzę na różne kwestie.

Jak już wspomniałam „Zły” Tyrmanda był czytany w naszej rodzinie, nie wiem, czy kolejne pokolenia też będą sięgać po tę powieść. Książka jest niewątpliwie świadectwem swoich czasów i zapisem fragmentu historii niepowtarzalnego miasta, odbudowującego się z ruin.

Mój tekst zakończę fragmentem książki Marcela Woźniaka „Tyrmand. Pisarz o białych oczach”: „Nasze życie jest też tym, jak uczestniczymy w życiu innych ludzi. Małe gesty nabierają rangi wielkich czynów, a ciche słowa stają się po latach cegiełką. Nasze lektury – zaprawą życiową. (…) przecież historia to także to, jak czyjeś życie żyje w naszym życiu. Powtarzając opowieść o kimś innym, rezonujemy na rzeczywistość, jak kamień tworzący kręgi po wpadnięciu do wody.”

fot. A. Korczak

 

 

 

  

czwartek, 27 grudnia 2018

Pamiętaj Tej! Wolna Wielkopolska!


Oficjalny wybuch Powstania Wielkopolskiego nastąpił równo 100 lat temu, 27 grudnia 1918 roku. Ale walki o wolną, od pogrążających się w rewolucji Prus, Wielkopolskę rozpoczęły się wcześniej.  Już 10 listopada 1918 roku polscy żołnierze z garnizonu w Ostrowie Wielkopolskim bez żadnego wystrzału przejęli władzę w mieście i proklamowali Rzeczpospolitą Ostrowską. Nowo odradzające się państwo cały czas pamiętało o Wielkopolsce. W grudniu 1918 roku premier Jędrzej Moraczewski ogłosił, że jednym z pierwszych działań rządu będzie przyłączenie Wielkopolski do reszty kraju, a Józef Piłsudski, naczelnik państwa, wydał dekret stwierdzający, że wybory do sejmu polskiego odbędą się również w Wielkopolsce. Dodatkowo 15 grudnia rząd w Warszawie zerwał stosunki dyplomatyczne z Niemcami.

Iskra
26 grudnia do Poznania przybył Ignacy Jan Paderewski, światowej sławy pianista, ambasador sprawy polskiej gdziekolwiek się pojawiał. Niemcy byli niechętni tej wizycie i w całym mieście wyłączyli oświetlenie. Mimo to gościa, przy blasku pochodni przywitał na dworcu tłum poznaniaków. Prusacy jeszcze później chcieli wręczyć mu nakaz opuszczenia miasta, jednak nie dopuściła do tego polska straż. Kompozytor zatrzymał się w hotelu Bazar, gdzie na jego cześć wydano bankiet. Po nim Paderewski wygłosił przemówienie. Jego słowa, fragm.: „Polska po wielu latach niewoli odbudowuje się. W Warszawie powstaje nowy rząd, pod kierownictwem naczelnika Józefa Piłsudskiego. Niech żyje Polska, od morza do Tatr!” zostały przyjęte owacyjnie. Rozpoczęto manifestację patriotyczną. Wzburzyło to Niemców i ci kolejnego dnia około godz. 16 tłumnie przeszli przez miasto zrywając i niszcząc flagi polskie oraz państw Ententy. Tak opisał to Kurier Poznański: „Wczoraj po południu, na krótko przed czwartą, nadciągnęły do miasta z koszar na Jeżycach oddziały uzbrojonych żołnierzy niemieckich z 6 pułku grenadierów, w liczbie około 200, z oficerem na czele, śpiewając niemieckie pieśni, wtargnęli do gmachu Naczelnej Rady Ludowej, zrywając tamże sztandary angielskie, amerykański i francuski. W dalszym pochodzie przez Św. Marcin, ul. Wiktorii, Berlińską i plac Wilhelmowski czynili to samo, wdzierając się, zwłaszcza na Berlińskiej do domów prywatnych i zrywając tamże z balkonów chorągwie koalicyjne, amerykańskie i polskie, które deptano nogami. Prowokacyjne zachowanie się gwałtowników niemieckich zwabiło nieprzygotowaną na napaść i prowokację ludność polską, która wyległa na ulice”.

Wybuch Powstania
Walki rozpoczęły się o godzinie 16:40. Nie ustalono, kto strzelił pierwszy, manifestujący Niemcy czy Polacy, ale w taki sposób wybuchło Powstanie Wielkopolskie. Polacy szybko zdobyli centrum miasta i opanowali budynek niemieckiej policji, gdzie zdobyli zapasy broni. Powstańcy szybko usunęli niemieckie oddziały z miasta. W kolejnych dniach powstanie ogarnęło całą Wielkopolskę, posłańcy hasłem „Nie należy dłużej czekać” dali w okolicy znać do rozpoczęcia walk, cała Wielkopolska szykowała się do powstania. Oddziały powstańcze tworzyli byli żołnierze armii pruskiej, członkowie organizacji społecznych i patriotycznych, paramilitarnych, gimnastycznych np. „Sokoła” oraz skautingu. Początkowo walki nie były skoordynowane, nie było dowództwa, które kontrolowałoby ruchów oddziałów. Brakowało dowódców, ponieważ Niemcy nie dopuszczali polskich żołnierzy do awansów, obawiając się wybuchu antyniemieckiego zrywu. Jeszcze w czasie Wielkiej Wojny w Wielkopolsce powstał Komitet Międzypartyjny, który był polskim konspiracyjnym rządem na terenach zabory pruskiego. W listopadzie 1918 roku komitet ten ujawnił się i przemianował na Radę Ludową, a potem – Naczelną Radę Ludową. NRL miała swój organ wykonawczy: Komisariat, który tworzyli: ks. Stanisław Adamski i Władysław Seyda z Wielkopolski, Wojciech Korfanty i Józef Rymer ze Śląska, Stefan Łaszewski z Pomorza oraz Adam Poszwiński z Kujaw. W czasie Powstania Komisariat skontaktował się z Warszawą, oczekiwano, że stamtąd przybędzie dowódca, który obejmie dowodzenia nad Powstaniem. Początkowo rolę tą powierzono, wówczas majorowi, Stanisławowi Taczakowi ze Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Major stworzył podwaliny Armii Wielkopolskiej, nawiązał kontakt z oddziałami, podzielił front na okręgi oraz wyznaczył dowódców. Gdy 8 stycznia 1919 roku do Poznania przybył gen. Józef Dowbor-Muśnicki, Taczak zdał dowództwo generałowi. Ten nieznacznie zmienił strukturę uformowanych oddziałów, zatwierdził dowódców, skoszarował  żołnierzy i rozszerzył armię, zarządzając pobór aż 11 roczników z lat 1891-1901. Dzięki temu po kilku tygodniach Armia Wielkopolska liczyła około 70 tyś. żołnierzy, a w szczytowym momencie około 110 tyś.

Moje korzenie
Jednym z powstańczych żołnierzy był mój pradziadek, Jan Gibasiewicz. Urodził się 24 października 1900 roku w Sulmierzycach, na terenie zaboru pruskiego. Pod koniec I wojny światowej, w czerwcu 1918 roku został wcielony do niemieckiego wojska, do 5. pułku artylerii w Szprotawie. Aresztowano go za próbę wyniesienia broni. Udało mu się zbiec z aresztu i w listopadzie razem z kolegami wydostać z jednostki. Mój pradziadek wrócił do Sulmierzyc. Tam też trwały już przygotowania do Powstania Wielkopolskiego. Ochotniczo wstąpił do tworzonej Kompanii Sulmierzyckiej. Dowodził nią sierż. Stanisław Kamiński – polski podoficer, z którym Jan służył w niemieckim wojsku i z którym uciekł ze Szprotawy. Mój pradziadek brał udział w przejmowaniu Sulmierzyc, patrolowaniu granicy niemieckiej w okolicach miasta. Jego Kompania uczestniczyła też w zajęciu Ostrowa Wielkopolskiego, 31 grudnia 1918 roku, a dzień później, Krotoszyna. Kompania Sulmierzycka zabezpieczała póżniej granicę między wyzwoloną już Wielkopolską a niemieckim Śląskiem, prowadząc działania obronne przeciwko niemieckiej Straży Granicznej na odcinku Zduny – Sulmierzyce – Uciechów – Granowiec – Czarny Las. Jan Gibasiewicz był przez pewien czas łącznikiem dowódcy kompanii sulmierzyckiej sierż. Kamińskiego. Po objęciu dowództwa Powstania Wielkopolskiego przez gen. Dowbora-Muśnickiego, w czasie tworzenia Armii Wielkopolskiej, Jan 20 stycznia 1919 roku został wcielony do formowanego 12. pułku Strzelców Wielkopolskich a następnie przeniesiony do 8. pułku Strzelców Wielkopolskich.

Styczeń 1919 roku, Jan Gibasiewicz w mundurze Powstańca Wielkopolskiego


Powstanie a polityka
W styczniu 1919 roku NRL poprosiła przebywającego w Wersalu Romana Dmowskiego o pomoc w zawarciu rozejmu z Niemcami. Jego improwizowana przemowa podczas konferencji zrobiła na wszystkich zgromadzonych ogromne wrażenie. Dmowski wygłosił ją w języku francuskim, jednocześnie tłumacząc na angielski. Dyplomata w swoim przemówieniu sporo miejsca poświęcił sprawie sytuacji w Wielkopolsce. Gdy zapytano go wprost o oczekiwania Polski względem zaboru pruskiego odpowiedział, że w tym momencie domagamy się zapewnienia wstrzymania wszelkich walk w tym rejonie. 16 lutego 1919 roku podpisano rozejm z Niemcami i walki w Wielkopolsce przerwano. Niemcy zgodzili się by ziemie należące do Prus, a będące z pewnością polskie stały się częścią odrodzonej II RP. Szczegóły miały być rozstrzygnięte podczas konferencji. Polacy kuli żelazo póki gorące i działali metodą faktów dokonanych, tak w Poznaniu właściwie zlikwidowano niemiecką administrację, a w Warszawie wielkopolscy posłowie uczestniczyli w obradach polskiego sejmu. Choć traktat pokojowy podpisano dopiero w czerwcu 1919 roku w Wersalu, to wtedy Wielkopolska była już polska. Przyznano wówczas Polsce opanowaną przez powstańców Wielkopolskę oraz Pomorze Gdańskie (bez Gdańska), przejęte przez polską administrację w styczniu i lutym 1920 roku. Choć Powstanie Wielkopolskie skończyło się, mój pradziadek nie wrócił do domu, pełnił obowiązkową służbę w zorganizowanym wojsku polskim. W 1920 roku wziął udział w ofensywie kijowskiej, później w walkach nad Berezyną. Do Sulmierzyc wrócił dopiero w listopadzie 1922 roku. Nie był to jednak koniec jego wojennych historii, ale o tym innym razem.

Dziedzictwo
Powstanie Wielkopolskie było zwycięskie nie tylko dzięki świetnym żołnierzom, ale również wcześniejszym przygotowaniom i sprawnej organizacji oraz różnorodnym formom pracy u podstaw. Cywile wspierali Powstańców od samego początku walk. Organizowali kwatery i wyżywienie. Kobiety prowadziły kuchnie polowe, gdzie wydawano ciepłe posiłki a na miejsca walk dowożono chleb. Panie te były również częścią personelu medycznego, który zajmował się rannymi żołnierzami. Dzięki nim ci mogli przeżyć. Świadczy to wszystko o głębokim patriotyzmie wszystkich Wielkopolan. Bez Powstania zachodnie granice II RP miałyby zupełnie inny przebieg. A II RP byłaby innym, uboższym państwem. Pamiętajmy o tym dziedzictwie, o ciągle mało znanym i chyba niedocenianym zrywie. O tych wszystkich bohaterach, Wielkopolanach, których życiorysy do dziś mogą być inspiracją dla wielu.




Pisząc tekst korzystałam, ze źródeł:


1.      Powstańczej historii mojego pradziadka Jana Gibasiewicza zebranej i opisanej przez jego wnuka, Andrzeja Gibasiewicza;
6.      https://www.youtube.com/watch?v=L0szPkk6bbE (dostęp z dn. 27.12.2018);




piątek, 16 listopada 2018

A to Polska właśnie


Teraz po dacie 11-go listopada, gdy obchodziliśmy stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości będziemy wspominać jeszcze wiele innych setnych rocznic.

Depesza

I tak 16 listopada 1918 roku Józef Piłsudski wysłał depesze do prezydenta Stanów Zjednoczonych oraz do rządów angielskiego, francuskiego, włoskiego, japońskiego i niemieckiego oraz do Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu, notyfikującą powstanie Państwa Polskiego. Telegram ten powstał w języku francuskim i jest jednym z najważniejszych dokumentów polskiej dyplomacji.
Zapraszam do obejrzenia filmiku, w którym przedstawiciele sześciu państw, które były adresatami oryginalnej depeszy, przekazuje światu jej treść:



Niepodległa

Urodziłam się już po 1989 roku, w wolnym kraju. Wolność została mi dana i nie doświadczyłam walki o nią, podobnie jak moje pokolenie. Możliwe, że zapominamy, co to znaczy Rzeczpospolita – rzecz wspólna. Dlatego nie tylko w tych szczególnych listopadowych dniach należy przywoływać tych, dzięki którym możliwa była odbudowa państwa polskiego po 123 latach zaborów.
Byli to powstańcy uczestniczący w zrywach narodowo – wyzwoleńczych: konfederaci barscy, powstańcy kościuszkowscy, żołnierze Napoleona, powstańcy listopadowi, styczniowi, legioniści Piłsudskiego, wszyscy inni polscy żołnierze walczący na frontach I wojny światowej oraz uczestniczący w walkach o granice. Gdy jedni w czasie niewoli podejmowali walkę zbrojną, inni trudzili się pracą organiczną i u podstaw. Obydwie działalności były tak samo ważne dla polskiej sprawy.
Podczas zaborów ostoją polskości była też rodzina, dom, gdzie z pokolenia na pokolenie przekazywano polską historie oraz tradycję. Niebagatelna rolę w tej kwestii odegrali również polscy księża.

Ojcowie niepodległości

Koniec I wojny światowej przyniósł przegraną państw zaborczych. Wtedy to, na polskich ziemiach powstawały komitety, które na poszczególnych terenach przejmował władzę. Bój o polskie granice toczono na niwie walki zbrojnej m.in. powstania wielkopolskiego i powstań śląskich; oraz działalności dyplomatycznej.
Mimo różnic poglądów politycznych dbałość o dobro wspólne i nadrzędność sprawy polskiej pozwoliła ojcom II RP: Piłsudskiemu, Paderewskiemu, Dmowskiemu, Witosowi, Daszyńskiemu, Korfantemu obrać jeden wspólny front w sprawie wolnej Polski.  Szczególnie oni w odpowiednim momencie zajmowali właściwe stanowiska i podejmowali dobre dla Polski decyzje.
Józef Piłsudski był znanym działaczem społecznym i niepodległościowym, członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. W czasie wielkiej Wojny u boku Prus i Austro-Węgier utworzył Legiony Polskie. Ale przy tym sojuszu cały czas pamiętał, że Polacy walczą o swoja wolność. Dlatego też przewidując zwycięstwo Ententy polecił żołnierzom nie przysięgać na wierność Niemiec. Doprowadziło to do internowania żołnierzy lub przeniesienia ich do armii austro-węgierskiej i skierowania na włoski front.  Samego Komendanta internowano.  Wypuszczono go dopiero w 1918 roku. Przybył do Warszawy i 11 listopada Rada Regencyjna przekazała mu władzę nad wojskiem. 
Roman Dmowski był współzałożycielem Narodowej Demokracji i stawiał na odnowienie jednolitego państwa polskiego w oparciu o carską Rosję. Jednak, gdy Rosję zaczęła ogarniać rewolucja wyjechał do Francji i tam założył Komitet Narodowy Polski, który został uznany za namiastkę rządu polskiego na emigracji. W ramach prowadzenia polityki zagranicznej Komitet organizował Błękitną Armię Józefa Hallera. Już w 1919 roku w porozumieniu z władzami w Polsce Komitet został oficjalnym reprezentantem Polski na powojennej konferencji pokojowej.    
Ignacy Jan Paderewski był polskim pianistą, który w czasie wojny zawiesił działalność artystyczną by przy wykorzystaniu swojej popularności prowadzić dyplomatyczną działalność na rzecz polskiej sprawy. Dzięki niemu prezydent USA, Woodrow Wilson w swoim programie pokojowym postulował utworzenie państwa polskiego: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową.” Paderewski również należał do Komitetu Narodowego Polski i razem z Dmowskim złożył podpisy pod traktatem wersalskim kończącym konferencję pokojową.  Nie można zapomnieć o jego niespodziewanym przybyciu 26 grudnia 1918 roku do Poznania. Jego wizyta i przemówienie wzbudziło ogromny entuzjazm wśród Polaków, wściekłość u Niemców i można powiedzieć, że było impulsem do wybuchu powstania wielkopolskiego dzień później, 27 grudnia.
Wincenty Witos również był polskim politykiem, działaczem ruchu ludowego. W lipcu 1920 roku w czasie wojny bolszewickiej, Piłsudski ściągnął go z prac polowych do Warszawy. Miał on objąć tekę szefa gabinetu Rządu Obrony Narodowej skupiającego wszystkie siły parlamentarne. Witos prócz decydowania o bieżących kwestach zwracał też szczególną uwagę na morale żołnierzy i społeczeństwa w ciężkich chwilach, gdy Armia Czerwona była coraz bliżej stolicy. Sam kilkakrotnie wyjeżdżał na linię frontu.
Ignacy Daszyński był socjalistycznym politykiem, premierem pierwszego rządu na polskich ziemiach, Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, powstałego w nocy z 6 na 7 listopada 1918 roku w Lublinie.  Jego program przedstawiono w Manifeście wzywającym lud, robotników i chłopów, by wzięli władzę w swe ręce i budowali gmach niepodległej i zjednoczonej Ludowej Rzeczypospolitej Polskiej. To jego rząd wprowadził ośmiogodzinny dzień pracy. 14 listopada rząd podporządkował się Piłsudskiemu. Podczas wojny polsko-bolszewickiej był wicepremierem Rządu Obrony Narodowej. Uważał, że dzięki włączeniu do rządu przywódców chłopskich i socjalistycznych, uda się zwiększyć liczbę rekrutów.
Wojciech Korfanty był polskim przywódcą narodowym na Górnym Śląsku, związanym z chadecją. W 1920 roku, jako Polski Komisarz Plebiscytowy na Górnym Śląsku występował na wiecach i agitował za Polską. Gdy okazało się, że plebiscyt nieznacznie wygrali Niemcy, 2 maja 1921 r. podjął decyzję o rozpoczęciu III powstania śląskiego, samemu zostając jego przywódcą. Przygotował do niego wcześniej siły zbrojne, administrację a także zapewnił walczącym dyplomatyczne wsparcie ze strony Francji. Ostatecznie decyzją Komisji Międzysojuszniczej Polsce przypadło ok. 1/3 spornego terytorium, w tym: 50% hutnictwa i 76% kopalń węgla. Górnośląskie tereny miały ogromne znaczenie dla gospodarki II RP. W dużej mierze cel powstania został osiągnięty.

A to Polska właśnie

Tak jak oni wówczas, tak my dziś powinniśmy pracować wspólnie ku większemu dobru. Pamiętając, że wolność nie jest dana raz na zawsze i musimy o nią dbać, by nasz kraj stawał się wymarzona Ojczyzną a my lepszymi ludźmi. A jaka to ma być ta wymarzona Polska niech każdemu odpowie jego serce.


Stanisław Wyspiański, "Wesele", wyd. Greg, Kraków 2018






Bibliografia:

wtorek, 2 października 2018

#Wolnośćłączy czyli o Powstaniu Warszawskim


Walka beznadziejna, walka o sprawę z góry przegraną, bynajmniej nie jest poczynaniem bez sensu.
[...] Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wartości tej sprawy".
Prof. Henryk Elzenberg


Od kilku dobrych lat, co roku 1 sierpnia o godzinie 17-stej Polska zamiera by oddać hołd Powstańcom Warszawskim. Mało kto pozostaje obojętnym wobec tego wydarzenia. W mediach, w czasie dookoła rocznicowym toczy się dyskusja na jego temat. Bardzo często podczas niej trudno jest oddzielić emocje od argumentów, historycznych faktów. Ktoś kiedyś powiedział, że spór o Powstanie będzie trwał tak długo póki będziemy Polakami. Sama do Powstania mam stosunek bardzo emocjonalny. Poznając w szkole historię II wojny światowej, chłonęłam dzieje podziemnych organizacji, dywersji, nieugiętości wobec wroga. Chciałam być taka jak Alek, Zośka i Rudy. Zazdrościłam im czasów, w jakich przyszło im żyć. Dziś bardziej doceniam czas pokoju i możliwości, jakie on daje.

Przygotowania do Powstania

Pierwsza mobilizacja do Powstania została zwołana przez dowódcę AK w Warszawie, Antoniego Chruściela „Montera” 27 lipca 1944 roku, jako reakcja na zarządzenie Niemców, pobór 100 tysięcy osób w wieku 17-65 lat do robót fortyfikacyjnych na obrzeżach stolicy. Dowództwo AK zdawało sobie sprawę, że odezwa Niemców ma na celu wyciągnięcie sił konspiracyjnych poza miasto i nakazało by nie stosować się do zarządzenia. Niemal nikt się nie zgłosił, a mobilizację „Monter” odwołał kolejnego dnia.
30 lipca Radiostacja im. Tadeusza Kościuszki nadała audycję zbliżoną do tej emitowanej dzień wcześniej przez Radio Moskwa, która była wezwaniem do powstania, nawoływano w niej lud stolicy do przyłączenia się do Armii Podziemnej i pomocy Armii Czerwonej w zdobyciu miasta. Dowództwo AK obawiało się, że jeśli walki wybuchną dzięki Sowietom – Armii Ludowej i Polskiej Partii Robotniczej to, mimo iż przyłączy się do niej AK i inne oddziały konspiracyjne i ludność cywilna zmęczona okupacją, chcącą odwetu na Niemcach, to AK straci polityczną inicjatywę a korzyści przypadną Rosjanom. Należy też pamiętać o tym, że w realiach wojny niewygodne wiadomości z frontu nie zawsze docierały szybko do potencjalnych zainteresowanych. Dowództwo AK pewnie zdawało sobie sprawę, co stało się z polskimi żołnierzami z AK po operacji „Ostra Brama” w Wilnie, tak szeregowi żołnierze już nie. Dowództwo mimo to ufało, że tu w Warszawie będzie inaczej, 26 lipca do Moskwy na rozmowy pojechał Stanisław Mikołajczyk, Premier Rządu RP na Uchodźctwie. Chciał wynegocjować korzystny dla polskiej racji kompromis. Rozpoczęcie w tym czasie przez walk z Niemcami o wyzwolenie stolicy przez Podziemną Armię legitymującą się poparciem Rządu RP wytrąciłoby argument Rosjanom, którzy utrzymywali, że Polacy są bezczynni, a nawet kolaborują z okupantem.
Dzień wcześniej, 29 lipca na naradzie Komendy Głównej AK, Komendant Główny gen. „Bór” Komorowski przyjął Jana Nowaka-Jeziorańskiego, kuriera Rządu Komendanta Głównego AK i jego łącznika z londyńskim rządem RP. Przekazał on informacje mówiące o tym, że aliantom, będzie bardzo ciężko pomóc Polakom oraz wiadomość od Naczelnego Wodza, gen. Sosnkowskiego, która zawierała możliwe korzystne scenariusze otwartej walki z Niemcami. Ostatnia zakładała możliwość zajęcia przez AK na krótko jakiegoś terenu, miasta, przed wejściem Rosjan. By pokazać światu, że pomiędzy Niemcami a Rosjanami na swojej ziemi walczy suwerenny polski naród. Kurier przytaczał też fakty dotyczące konferencji pokojowej wielkiej trójki, gdzie obradowali: F.D. Roosevelt - USA, Winston Churchill - Wlk. Brytania, Józef Stalin - ZSRR; odbywającej się pod koniec 1943 roku w Teheranie. Na mocy jej ustaleń Polska miała wejść do strefy wpływów Stalina. I zryw przy takim układzie sił byłby tylko burzą w szklance wody. Mimo to z rozmów na obradzie wynikał obraz, że bez względu na polityczny układ sił i sytuację frontową nie ma innego wyjścia niż próba zajęcia miasta, tak to w swoich wspomnieniach przedstawił Kurier.
30 lipca 1944 roku Jan Nowak-Jeziorański powtórzył swój raport Stanisławowi Jankowskiemu, Delegatowi Rządu RP, ten odpowiedział mu tymi słowami: ” Obraz, który pan tu przede mną roztoczył, jest ponury. Właściwie prawie beznadziejny. Ale my tu nie mamy wyboru. „Burza” w Warszawie nie jest czymś odosobnionym. To jest ogniwo w długim łańcuchu, który zaczął się we wrześniu. Walki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. Niech pan sobie wyobrazi – użył w tym miejscu plastycznego porównania – człowieka, który przez pięć lat rozpędza się do skoku przez jakiś mur, biegnie coraz szybciej i o krok przed przeszkodą pada komenda: stop! On tak się już rozpędził, że zatrzymać się nie może. Jeśli nie skoczy – rozbije się o mur. Tak jest właśnie z nami. Za dzień, dwa lub trzy Warszawa będzie w pierwszej linii frontu. Ja nie wiem, może Niemcy wycofają się od razu, a może dojdzie do walk ulicznych, jak w Stalingradzie. Czy pan sobie wyobraża, że nasza młodzież dysząca żądzą odwetu, którą myśmy szkolili od lat, sposobili do tej chwili, daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom wywieźć bez oporu do Rzeszy? Jeśli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy rzeczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi. Tu nie chodzi – mówił dalej – o nas, o kompromitację kierownictwa. Stoimy wobec gigantycznego oszustwa, które ma przekonać i zagranicę, i nasze własne społeczeństwo, że Polska sama dobrowolnie zakłada sobie obrożę na szyję, a wolę ludności reprezentuje sowiecka agentura. My nie możemy zachowywać się biernie wobec takiej gry.”
31 lipca odbyła się kolejna narada dowództwa AK. Wśród zebranych byli między innymi: Jan Stanisław Jankowski, gen. Tadeusz „Bór” Komorowski, gen. Tadeusz Pełczyński, szef sztabu AK, gen. Leopold Okulicki, płk Antoni Chruściel. Do nich dołączyli później: Józef Szostak, szef działu operacyjnego Komendy Głównej AK, płk Kazimierz Iranek-Osmecki, szef Oddziału Informacyjno-Wywiadowczego KG AK. W czasie spotkania Chruściel poinformował Komorowskiego o obecności rosyjskich czołgów na Pradze. Po naradzie Jankowski powiedział do „Bora”: „Dobrze, niech pan zaczyna”. I kolejno „Bór” wydał polecenie „Monterowi”: „Jutro o piątej po południu rozpocznie pan działania”. Decyzja o Powstaniu została podjęta. Była krzykiem, w kierunku świata, pokazującym, że w Warszawie działają są legalne władze polskie. Tylko świat nie chciał słuchać, zajęty swoimi interesami.

Wybuch walk

Walki w mieście rozpoczęły się już przed godziną siedemnastą, ciężko było utrzymać mobilizacje w zupełnej tajemnicy przed Niemcami. Podejrzliwość mogli wzbudzać młodzi mężczyźni, którzy w sierpniowy dzień biegali po mieście w długich płaszczach, w których połach przenosili różnego rodzaju pakunki. Jan Nowak-Jeziorański ostatnie dni lipca 1944 roku wspominał: ”Warszawa albo ta część, która ma być czynnie zaangażowana w bezpośredniej walce, szykuje się gorączkowo i entuzjastycznie do rozprawy z wycofującymi się Niemcami.” Sam kurier do Powstania dostał przydział do Biura Informacji i Propagandy AK. Gdy 1-go sierpnia dotarł tam na czas zbiórki, zebrani dowiedzieli się, że jest on skoczkiem z Londynu i wypytywali o koniec wojny, pomoc Anglików i Amerykanów. Emisariusz przyznał później: „Kłamię jak z nut. W tym momencie i nastroju za skarby świata nie zdobyłbym się na słowa prawdy.” Ostatnie dni przed Powstaniem wspominał również Władysław Bartoszewski, oficer AK i działacz Żegoty: „Dla nas Powstanie było oczywiste – my albo oni. Wóz albo przewóz. Czy Pan sobie wyobraża, że Niemcy mogliby ścierpieć na bezpośrednim zapleczu frontu Warszawę najeżoną ukrytą bronią i dyszącą chęcią odwetu?”. Dokładnie, atmosfery Warszawy nie sposób oddzielić od dramatu taki spotykał ludność podczas okupacji niemieckiej. Przez blisko pięć Polacy ludzie doświadczali poniżeń, dyskryminacji, odbierania kolejnych praw, systematycznej eksterminacji ludności. Drżeli ze strachu o to czy ich najbliższym i im samym uda się wrócić do mieszkań, czy może trafią w łapankę. Ludzie mieli tego dosyć, chcieli działać, nie być bezczynnymi, stąd brała się też działalność sabotażowa i dywersyjna, chęć odwetu na Niemcach i ochrony siebie, bliskich, kraju. Jan Stanisław Jankowski powiedział: „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać.”
Praca Jakuba Różalskiego pt. "Warsaw 44" (źródło: https://www.artstation.com/artwork/KeN0R)


Postawa ogółu społeczeństwa polskiego podczas obu okupacji: niemiecką i sowiecką, czyli sprzeciw i opór, wynikał w dużej mierze z doświadczeń zaborów oraz II Rzeczpospolitej Polskiej. Najpierw przez 123 lata nasi przodkowie pod trzema różnymi zaborami zdołali zachować i utrzymać polskość: język, kulturę, zwyczaje, wiarę. Natomiast w czasach II RP młodzież była wychowywana w duchu wdzięczności dla powstańców, ci Styczniowi byli otaczani szczególna estymą, legionistów oraz żołnierzy walczących na frontach I wojny i obrońców granic odradzającego się państwa. Pokolenie urodzone już w wolnej Polsce było wychowywane w duchu patriotyzmu, który wzywał do obrony ojczyzny. Hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” niosła za sobą konkretne czyny i postawy. Choć II RP nie była państwem bez wad, to w czasie okupacji była punktem odniesienia. Widać to na przykładzie życia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wybitnego młodego poety. Chciał on być żołnierzem i gdy decyzją dowódcy został zwolniony ze swojej funkcji w batalionie „Zośka” z prośbą by objął nieoficjalne stanowisko szefa prasowego kompani po kilku dniach przeszedł do batalionu „Parasol” na pozycję, zastępcy dowódcy III plutonu 3. kompanii. Podobnie postąpił Gajcy, inny wybitny poeta, który był też żołnierzem. Działali tak nie tylko ci, którzy przebywali w kraju. Przedwojenny publicysta i dyplomata, Adolf Maria Bocheński, też zamienił pióro na karabin. Proponowano mu spokojne życie na emigracji, gdzie mógłby działać w dyplomacji, on jednak wybrał żołnierską tułaczkę, od Narwiku, po Tobruk, Monte Cassino i śmierć pod Ankoną.

Niespodziewani sojusznicy

W czasie Powstania nie mogliśmy liczyć na współmierną, co do naszych potrzeb pomoc od zachodnich aliantów. Swoje wsparcie okazali nam Węgrzy, którzy w stacjonowali pod Warszawą. Niemcy chcieli otoczyć stolicę kordonem z wojsk węgierskich, by partyzanci stacjonujący w lasach dookoła Warszawy nie mogli przyjść miastu z pomocą. Jednak Węgrzy nie chcieli walczyć z Polakami i nie podjęli czynnej akcji. Węgrzy byli przyjaźnie witani przez miejscową ludność. Polacy prowadzili tajne negocjacje z Węgrami, chcieli by ci przystąpili do walk przeciwko Niemcom, lub by zapewnili o swojej neutralności, możliwości wykupu broni.  W Puszczy Kampinoskiej udało się dojść do porozumienia „nie wchodzenia sobie w drogę”. Węgrzy przepuszczali partyzantów do stolicy. Natomiast około 40 bratanków przyłączyło się do AK, pełnili oni straż, nie uczestnicząc w walkach zbrojnych. Trwały też rozmowy o przyłączeniu Węgrów sił alianckich, ale ostatecznie dowództwo z Budapesztu przysłało odpowiedź, by sprowadzić węgierskie oddziały do kraju. Wśród tych zaleceń była też uwagą by przekazać powstańcom lekarstwa i opatrunki.  Do Niemców dochodziły wieści o brataniu się Węgrów z polskimi cywilami, do tego obawiali się przejścia sojusznika do obozu aliantów, dlatego zdecydowali się odesłać węgierskie jednostki na Węgry.

Co by było gdyby?

Powstanie, tak jak inne wydarzenia, bitwy, miało wpływ na przebieg całej II wojny światowej. Ale czy mogłoby potoczyć się inaczej? Jakby mogło wyglądać gdyby Rosjanie weszli do miasta od razu i pomogli Powstańcom? Czy bez blisko półrocznego postoju Armii Czerwonej na prawym brzegu Wisły Stalin zaszedłby głębiej w terytorium III Rzeszy? Gdyby pierwsza mobilizacja w czasie, gdy Niemcy zaczęli się ewakuować z miasta nie została odwołana? Gdyby kilka dni przed ostateczną mobilizacją nie padła decyzja o wywiezieniu części zapasów broni poza miasto? Gdyby alianci pozwolili przybyć brygadzie spadochronowej Sosabowskiego? Gdyby zrzuty były obfitsze? Gdyby drugi front został otwarty wcześniej i szedł do Polski ze strony Bałkan a nie Włoch? Czy gdyby udało się odeprzeć z miasta Niemców, Stalin zmieniłby plany wobec Polski? Czy może jednak żołnierze Armii Krajowej i tak zasililiby więzienia, Syberyjskie gułagi? Gdyby Stalin we wrześniu nie otworzył nagle radzieckich lotnisk, a Dywizja Kościuszkowska nie rozpoczęła desantu na Czerniaków, w czasie gdy „Bór” rozpoczął z Niemcami rozmowy o kapitulacji, potem przerwanych? Gdyby na lipcową odezwę Niemców zgłosiło się 100 tysięcy mężczyzn i przygotowaliby oni miasto, jako obronną twierdzę, czy wówczas miasto by ocalało? Czy może podobnie jak w Mińsku, mieście twierdzy, gdzie nie było powstania i mimo to w wyniku walk zniszczeniu uległo 83% zabudowy miasta, a życie straciło ponad 70% ludności? Z naszą dzisiejszą wiedzą na temat Powstania łatwa nam wytykać jego błędy, dyskutować, co by stało, gdyby Powstanie nie wybuchło, miało inny przebieg. Ale wówczas wkraczamy w sferę historii alternatywnej i pozostają nam jedynie nasze domysły i przemyślenia. Nie wiadomo jakby wyglądała dzisiaj Polska, Europa i świat bez Powstania Warszawskiego. To trochę tak jak zastanawianie się jak wyglądałoby moje życie gdybym wsiadła do innego, niż wybrałam, pociągu. Podjętych decyzji nie można odwrócić, konsekwencje trzeba przyjmować. A życie doceniać takimi, jakie jest i w tym widzieć wartość.
Twierdzenie, że dzięki Postaniu mieliśmy zwycięski rok 1989 jest zbyt dużym uproszczeniem, ale ma swoje racje. Część historyków twierdzi, że to właśnie po Powstaniu Stalin zdecydował o tym by nie robić z Polski jednej z radzieckich republik, a polscy obywatele byli ostrożniejsi w walce z komunistami i zmiany polityczne odbyły się bezkrwawo.
Na pewno wydarzenie Powstania ukształtowało nas, jako naród w pewien sposób i dalej kształtuje.
Dla mnie kwestia Powstania Warszawskiego ma w sobie wymiar wyboru Antygony z greckiej tragedii. Bić się – czy się nie bić. I tak źle i tak gorzej. Wiemy, że zryw nie spełnił zakładanego celu, czyli przywitania Sowietów w stolicy na pozycji gospodarzy. Ale nie możemy zapominać o heroizmie Powstańców, którzy odpierali wroga przez 63 dni, zamiast zakładanych dwóch, trzech. Należy oddać im hołd, nikt nie może odebrać Powstańcom bohaterstwa, odwagi. Łatwo jest oceniać postawy pojedynczych ludzi bez wchodzenia w ich buty. Spróbujmy zrozumieć Powstańców, ich motywacje.

Życie Miasta w czasie walk

Powstanie Warszawskie to nie tylko czas walk, to również historia miasta, które swoją codzienność musiało dostosować do zmienionej na dwa miesiące rzeczywistości. Należy pamiętać o działającej przez prawie całe Powstanie Harcerskiej Poczcie Polowej, powołanej 4 sierpnia 1944 roku przez naczelnika Szarych Szeregów. Po wcieleniu Poczty Harcerskiej do AK stempel „Poczta harcerska” zastąpiono „Pocztą polową”. W czasie Powstania harcerscy listonosze przenieśli około 200 tyś. przesyłek.
Dla wyżywienia cywilów i żołnierzy organizowane były kuchnie polowe. Ludzie jedli to, co akurat było dostępne. Popularna była zupa zwaną pluj-zupą, gotowana z niełuskanego jęczmienia zdobytego ze składów browaru Haberbuscha i Schiele. W „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego” autorstwa Mirona Białoszewskiego można znaleźć przykład pomocy, jakiej ludności ofiarowały Sakramentki: „A Sakramentki się paliły. I latały w welonach. Białych. I biły świnie i krowy. Codziennie. I rozdawały ludziom. I przyjmowały i opatrywały u siebie ludzi. Coraz większe gromady. Tysiące”.
Pomnik Małego Powstańca jest smutnym symbolem walk o Warszawę. Dowódcy nie zgadzali się na to by dzieci brały udział w walkach. Te, które były zaangażowane w konspirację, jako harcerze, służyli w rolach łączników, listonoszy. Na Powiśli w drugiej połowie sierpnia Krystyna Artyniewicz, Michał Dadlez i Zofia Rendzner założyli teatrzyk „Kukiełki pod barykadą”. Aktorzy przygotowali przedstawienie komediowe, którego treść dotyczyła walki z Niemcami. Spektakle odbywały się na skwerach, podwórkach i w bramach. Oglądali je zarówno dzieci jak i dorośli.

Religijność Warszawy

Ważnym elementem codzienności były praktyki religijne. Wspólna modlitwa podtrzymywała zarówno żołnierzy i cywilów na duchu. Nabożeństwa i Msze święte odbywały się przy podwórkowych kapliczkach, w piwnicach, na klatkach schodowych. Śpiewano hymn „Boże, coś Polskę”.  Podczas bombardowań cywile modlili się tworzonymi litaniami, jedną z nich przytoczył w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego” Miron Białoszewski” Od bomb i samolotów – wybaw nas, Panie, Od czołgów i goliatów – wybaw nas, Panie, Od pocisków i granatów – wybaw nas, Panie, Od miotaczy min – wybaw nas, Panie, Od pożarów i spalenia żywcem – wybaw nas, Panie, Od rozstrzelania – wybaw nas, Panie, Od zasypania – wybaw nas, Panie…”. Kapelani i kapłani prócz takich posług jak odprawianie Mszy świętych, nabożeństw, służenia sakramentami, błogosławili też związki małżeńskie głównie między powstańcami. W czasie Powstania pobrało się 256 par.

Powstanie dzisiaj

Historia jest ciągiem dziejów, dzięki decyzjom podjętym w przeszłości przez naszych przodków jesteśmy tu i teraz, bez znajomości przeszłości, zakorzenienia się w niej będzie nam trudno budować teraźniejszość. Ludzie stawiają sobie pytanie czy było warto? Czy decyzja o powstaniu była słuszna? Co oni zrobiliby na miejscu powstańców? Jak żyć by nie musieć stawać przed wyborem bić się czy nie bić? Najważniejszym jest zachowywać szacunek dla tych, którzy decydowali się stanąć do walki i walczyć przez 63 dni w obronie Polski, swojej wolności i wielu z nich zapłaciło za to najwyższą cenę, życie.

W Powstaniu Warszawskim brało udział około 150 kapelanów, jednym z nich był młody kapucyn ojciec Medard Parysz. Pod koniec życia powiedział: „Czasem ktoś krytykuje Powstanie Warszawskie. Pyta czy to było potrzebne. Ja mam jedną odpowiedź: Umieramy na gruźlicę, na zawały, na nowotwory, a czemu nie za ojczyznę?”. Potwierdzają to słowa, które usłyszałam od znajomego, jeśli człowiek nie ma za co umrzeć, nie ma po co żyć. Myślę, że rozważając te dwie myśli, szczególnie w czasie pokoju, dobrze jest pamiętać też słowa Jana Rodowicza „Anody”, harcerza, żołnierza AK, które kierował do swoich kolegów: „Dobrze, że ta wojna się kończy. Nareszcie zabierzemy się do uczciwej roboty, bo czasem łatwiej walczyć, niż normalnie pracować i żyć”.



Przy pisaniu tekstu korzystałam z pozycji:
1.      Brodacki Rafał, Powstanie Warszawskie. Fakty mniej znane, wyd. Vesper, Czerwonak 2014
2.      Nowak-Jeziorański Jan, Kurier z Warszawy, wyd. Znak, Kraków 2014
3.      Zasada Stanisław, Duch’44. Siła ponad słabością, wyd. WAM, Kraków 2018
6.      https://www.gosc.pl/doc/2210847.Powstancy-czasu-pokoju/2 (dostęp z dnia 2.20.2018)
8.      https://www.1944.pl/artykul/powstanie-warszawskie,4736.html (dostęp z dnia 2.20.2018)

wtorek, 26 czerwca 2018

Lubin a wszystkie pieniądze świata



"Kodeks lubiński", ufundowany przez księcia Brzegu Ludwika I, ukończono w 1353 roku. Wbrew pozorom nie jest to spis praw obowiązujących w tym czasie w mieście Lubinie, ale legenda o św. Jagwidze, prapraprababce księcia Ludwika. Władca chciał w ten sposób uczcić pamięć swojej wielkiej przodkini, głosić wielkość swojego rodu i przypomnieć o kulcie świętej.
Kodeks przygotował skryba z Lubina, Mikołaj Pruzia, pod patronatem biskupa z Wrocławia, Przecława z Pogorzeli. Pisarz, który zgodnie ze średniowiecznym charakterem swojego zawodu powinien był pozostać w cieniu dzieła, nie zrobił tego,tylko na jego końcu umieścił inskrypcję, dzięki której znamy autora i inicjatora.
„Opisano legendę większą i mniejszą o św. Jadwidze, ukończoną w roku pańskim 1353, wykonano zaś przez sławnego księcia, pana Ludwika, księcia Śląska i pana legnickiego, na chwałę błogosławionej Jadwigi, niegdyś księżnej Śląska i Polski. Napisana zaś została ręką Mikołaja Pruzi na przedmieściu miasta Lubina".
Teksty w "Kodeksie lubińskim" spisano łaciną, składają się na niego: mniejszy i większy żywot świętej Jadwigi, opowieść o rodzinie księżnej, małżeństwie, bitwie legnickiej, śmierci syna Henryka II,  jej genealogia, modlitwa do niej, kazania św. Bernarda z Clairvaux, bulla Klemensa IV z aktem kanonizacji św. Jadwigi. A także okolicznościowe kazanie tegoż papieża związane z wyniesieniem świętej na ołtarze.
Księga składa się z cyklu sześćdziesięciu kolorowych miniatur przedstawiających wydarzenia z życia świętej Jadwigi, związanych z jej kanonizacją oraz kultem. Ilustracje te są najstarszymi zachowanymi z historii dynastii w Polsce. Część obrazowa kodeksu ukazuje znaczenie Piastów, ich tradycje. Do tego uczyła miłości i szacunku do poddanych. W księdze pokazano różnorakie przykłady godne naśladowania: pobożność, pokorę, konsekwencję w wspieraniu najbardziej potrzebujących. Św. Jadwiga jest pierwszą w dziejach piastowską możną, która przez wiele lat prowadziła działalność charytatywną.
Postacie na miniaturach komunikują się ze sobą. Wypowiedzi ich zapisano na paskach, które mogą przywołać na myśl komiksowe chmurki. Dlatego księgę można nazwać prototypem komiksu.
Kodeks był z początku przechowywany w kolegiacie w Brzegu, później od czasów reformacji w miejscowym Gimnazjum Piastowskim. Podczas trwania wojny trzydziestoletniej księga trafiła do Czech, a później stała się własnością rodziny Gutmannów w Wiedniu. 
Władze hitlerowskie skonfiskowały kodeks, jako mienie żydowskie w 1938 roku. Po wojnie został on wystawiony na sprzedaż w jednym z niemieckich antykwariatów. Można było go nabyć za stosunkowo niewielką kwotę. Polscy muzealnicy starali się zdobyć środki na wykupienie go i przekazanie zamku brzeskiemu, z którego pochodził. Jednak ówczesny minister kultury, Józef Tejchma, miał oświadczyć, że Polska Ludowa nie da pieniędzy na zabytki kultury niemieckiej. I w 1947 roku to rodzina Gutmanów odzyskała księgę, tak ta trafiła do Kanady. W 1964 r. dokument powrócił na dziewiętnaście lat do Europy. Ostatecznie, w 1983 r., księga została kupiona potentata naftowego Jeana Paula Getty’ego i trafiła do Stanów Zjednoczonych. Niestety szanse na powrót rękopisu do Europy i Polski są znikome.  J. Paul Getty zapisał swoją kolekcję sztuki narodowi amerykańskiemu, obecnie można ją oglądać w kalifornijskim muzeum im. Getty’ego w Malibu.

fot. 1. Góra: krąg rodzinny św. Jadwigi – hr. Meranu Berthold IV i jego najbliżsi.
Dół: zawarcie małżeństwa przez Jadwigę z Henrykiem Brodatym, przyszłym księciem Śląska. 
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.

fot. 2. Góra: z książęcej sypialni – Henryk śpi, a Jadwiga zatopiona w modlitwie.
Dół: Jadwiga i Henryk Brodaty w otoczeniu dzieci.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu

fot. 3. Góra: Jadwiga namawia męża do budowy opactwa sióstr cysterek w Trzebnicy.
Dół: Jadwiga sprowadza do opactwa pierwsze mniszki z Niemiec.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.

fot. 4. Góra: bitwa pod Legnicą w 1241 r. między wojskami syna św. Jadwigi Henryka II Pobożnego a mongolskimi najeźdźcami.
Dół: Śmierć Henryka Pobożnego pod Legnicą – jego duszę oraz dusze innych poległych aniołowie unoszą do nieba.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.

fot. 5. Góra: Scena mistyczna – Chrystus z krucyfiksu błogosławi modlącą się św. Jadwigę.
Dół: Jadwiga obmywa swego wnuka w wodzie, w której myły stopy mniszki.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.


fot. 6. Góra: Asceza św. Jadwigi – krwawe ślady jej bosych stóp na śniegu.
Dół: Łączenie się św. Jadwigi z cierpieniem Chrystusa przez biczowanie.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.


Fot. 7. Góra: Św. Jadwiga troszczy się o chorych.
Dół: Św. Jadwiga ratuje skazańców z więzienia, wstawiając się za nimi u małżonka.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu

Fot. 8. Góra: Jadwiga na łożu śmierci w otoczeniu świętych.
Dół: Odejście św. Jadwigi – jej dusza wędruje do nieba.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.

Fot. 9. Góra: Prośba duchownych z Polski o kanonizację św. Jadwigi przed obliczem papieża Urbana IV.
Dół: Modlitwa papieża Klemensa IV za wstawiennictwem św. Jadwigi o odzyskanie wzroku przez jego córkę. Jej cudowne uzdrowienie przesądziło o ogłoszeniu śląskiej księżnej świętą.
Kodeks lubiński, 1353, J. Paul Getty Museum w Malibu.



Bibliografia:

1.       Tokarczuk S., 2003 Lubin. Dzieje miasta, wyd. Dolnośląskie
2.       http://www.lubiniokolice.pl/index.php/ludzie?start=18 (dostęp z 25.06.2018)
3.       http://www.powiatlubinski.pl/artykul/pdf/79/ (dostęp z 25.06.2018)
4.       Podpisy ilustracji za :http://www.7cudow.eu/pl/eksponaty/kodeks-lubinski/ (dostęp z 25.06.2018)