"O! Kolejna
biografia Tyrmanda i do tego, tego samego autora" - tak pomyślałam, kiedy
zobaczyłam nową książkę Marcela Woźniaka "Tyrmand. Pisarz o białych
oczach". Zastanawiałam się, co nowego o Tyrmandzie mogę z niej wyczytać,
ale jako że lubię postać tego pisarza i publicysty, to kiedy nadszedł czas,
wzięłam się za lekturę.
Możecie spytać
kim był Leopold Tyrmand? Urodził się on 16 maja 1920 roku w Warszawie, był
jedynakiem w rodzinie zasymilowanych Żydów, jako dziecko został ochrzczony. Po
ukończeniu szkół w 1938 roku wyjechał na studia architektoniczne do Paryża. W
Paryżu poznał amerykański jazz, po wojnie rozpropagował tę muzykę nad Wisłą.
Latem 1939 roku wrócił na wakacje do kraju gdzie wybuch wojny uniemożliwił mu
powrót na uczelnię. Z Warszawy trafił do Wilna, tam zaangażował się w
działalność niepodległościową, niestety został zaaresztowany przez Sowietów i o
ironio od katorgi wybawił go atak III Rzeczy Niemieckiej na ZSRR. Uciekł
ze zbombardowanego transportu. Ukrywał się na Wileńszczyźnie, gdzie doszedł do
wniosku, że najciemniej jest pod latarnią, dlatego zgłosił się na roboty do
Niemiec, gdzie był kelnerem. Gdy wiadomo było, że Niemcy wojnę przegrywają
uznał, że kiepsko byłoby zginąć pod alianckimi bombami, dlatego wraz z przyjacielem
wyruszył w stronę neutralnej Szwecji. Nie udało mu się tam jednak dotrzeć,
dopłynął do Norwegii, gdzie trafił do obozu pracy, tam zastał go koniec wojny.
Po wojnie pracował jako polski dyplomata w Danii i Norwegii, zajmował się repatriacją
Polaków do kraju, ostatecznie sam do Warszawy wrócił w 1946 roku. W kraju
podjął pracę dziennikarza, publikował też prozę. Był zaciekłym antykomunistą, pisał
w „Tygodniku Powszechnym”, po zamknięciu magazynu w 1953 roku, nie mógł
znaleźć stałego zarobku. Los się do niego uśmiechnął, gdy od wydawnictwa
Czytelnik dostał zlecenie napisania powieści. Tak powstała jego najbardziej
znana powieść, czyli „Zły”, wydana na początku 1956 roku. Dziesięć lat później Leopold
znów napotykał problemy, nie chciano wydawać jego książek, zdecydował się wyjechać
z kraju, osiadł w Stanach Zjednoczonych. Tam z niepokojem obserwował rosnącą
popularność komunizmu. Leopold w Polsce nazywany liberałem, słuchający
wywrotowego jazzu, w Ameryce został nazwany konserwatystą. W tym miejscu zakończę
wątek biograficzny, zachęcam, by samemu dowiedzieć się reszty informacji na
temat Leopolda, który miał bogate i barwne życie. Sam Leopold uchylał rąbka
tajemnicy i wątki autobiograficzne wplatał w swoją twórczość. Co jest prawdą, a
co fikcją możemy zweryfikować czytając poświęcone mu biografie.
Biografia
„Tyrmand. Pisarz o białych oczach” został wydana jesienią 2020 roku, roku
imienia Leopolda Tyrmanda ustanowionego uchwałą Sejmu RP dla uczczenia 100.
rocznicy urodzin i 35. rocznicy śmierci "wybitnego pisarza, dziennikarza i
publicysty", tak zapisano w uchwale. Myślę, że warto dodać, że ta
uchwała została przyjęta przez aklamację. W dokumencie napisano że:
"w najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność
intelektualną", dodano też słowa samego autora: " nie pójdę na żadną
służebność myśli, sumienia i egzystencji, nie poprawię sobie niczego w
życiu za cenę tego, w co wierzę, co zdaje mi się słuszne i godne mej
lojalności". Zaś Zbigniew Herbert pisał o Tyrmandzie: "Na jego
postawie moralnej wzorowałem się i naprawę nie wiem, czy przeżyłbym bez niego
te ciemne czasy".
Bardzo się
cieszę mogąc napisać, że moje obawy wobec nowej biografii autorstwa Marcela
Woźniaka zostały rozwiane, książka jest świetną opowieścią. Jest to reporterska
biografia, autor dąży i szuka prawdy o Leopoldzie. Dzięki czemu wcześniejsze
hipotezy zostały potwierdzone lub odrzucone, mamy tu zdecydowanie więcej
informacji, ciekawostek. Widać na jej kartach ogrom pracy włożony przez autora oraz
to ile się on dowiedział o Tyrmandzie od wydania poprzedniej biografii
"Moja śmierć będzie taka, jak moje życie" w 2016 roku. W tej
nowej książce Marcel Woźniak przedstawia czytelnikom też inne osoby, które
zajmują się Tyrmandem, dbają o jego pamięć.
Warto dodać, że
Marcel Woźniak jest również współtwórcą serialu dokumentalnego z 2020 roku
pt. "Leopold Tyrmand - życie bez kompromisów", można go zobaczyć
na portalu VOD Telewizji Polskiej: https://vod.tvp.pl/website/leopold-tyrmand-zycie-bez-kompromisow,51513807#.
Po lekturze biografii i seansie dokumentu nt.
Leopolda Tyrmanda sięgnęłam znów do twórczości pisarza, do książki "Zły”.
„Złego" przeczytałam po raz pierwszy po maturze w 2011 roku. Lekturę
podsunęła mi moja mama, zachwycona tą powieścią, którą sama poznała w swoim
rodzinnym domu; dziadkowie mają w swojej biblioteczce wydanie IV od wyd.
Czytelnik z 1966 roku, a egzemplarz mojej mamy jest V wydaniem i pochodzi z
roku 1990 roku. Jak widać powieść uważana za największy sukces wydawniczy
powojennej Polski i pierwszy bestseller PRL-u, na kolejny dodruk musiała czekać
26 lat. Pisarz, który wyemigrował z kraju, nie mógł być w nim wydawany ani
wznawiany.
Mam jeszcze
kilka uwag dotyczących edycji wydań powieści. Okazuje się, że w siermiężnych
czasach PRL-u książki wydawane były z większą starannością, niż w czasie
transformacji ustrojowej oraz czasach dzisiejszych. Wydanie „Złego” z 1966 roku
mimo swoich 51 lat dobrze się trzyma, strony są zszyte, papier jest dobrej
jakości a druk czytelny, krój czcionki i interlinia są przyjazne oczom. W
wydaniu z roku 1990 papier jest gorszego gatunku, druk miejscami bledszy i
węższy. A we współczesnych wydaniach od wydawnictwa MG druk miejscami przebija
się na drugą stronę. Są to jedynie sprawy kosmetyczne i drugorzędne,
jednak dobrą treść tym milej się czyta w dobrze wydanej książce.
Ciężko jest
określić gatunek literacki „Złego”, sam autor twierdził, że jest to powieściowa
wersja ballady ulicznej. Książkę można nazwać powieścią epicką, wielowątkowa
historią, romansem, kryminałem, powieścią detektywistyczną, portretem
powojennej Warszawy, czy wreszcie opowieścią o niepowtarzalnym i oryginalnym
superbohaterze, tytułowym ZŁYM. Nasz ZŁY działa jak superbohater, pojawia się i
znika w sposób tajemniczy, sam wymierza sprawiedliwość, gdy powołane do
tego służby okazują się bezsilne, organizuje grupę swoich sprzymierzeńców i
pomocników, zyskuje też naśladowców. ZŁY działa wobec przemyślanego planu, jest
ukierunkowany ku dobru, ma też swoje motywy oraz swój znak rozpoznawczy – białe
oczy. Dlatego właśnie „Złego” nazywam opowieścią o superbohaterze.
Tyrmand w
swojej powieści powołał do życia wielu ciekawych bohaterów, ukrył w treści
intrygujące tajemnice, prowadził nas przez kilka śledztw oraz zawarł swoiste
studium przypadku, któremu poświęcił się jeden z bohaterów, Pan w meloniku.
W jednym
fragmencie utworu bohater zwołuje kolegów krzycząc: „Anawa!”, jest to
spolszczenie dwóch słów z języka francuskiego – „en avant”, znaczących po
polsku „naprzód”. Spotkałam się hipotezą, że to właśnie od tego wyrazu w „Złym”
swoją nazwę wziął kabaret i zespół muzyczny – Anawa grający razem z
Markiem Grechutą.
Stwierdzam, że
po dziesięciu latach, od pierwszej lektury, jestem tak samo zachwycona książką,
albo nawet bardziej. Przyznaję, że zapomniałam, że to tak wielowątkowa
opowieść. Myślę, że teraz, bogatsza o życiowe doświadczenia, więcej z niej
rozumiem i inaczej patrzę na różne kwestie.
Jak już
wspomniałam „Zły” Tyrmanda był czytany w naszej rodzinie, nie wiem, czy kolejne
pokolenia też będą sięgać po tę powieść. Książka jest niewątpliwie świadectwem
swoich czasów i zapisem fragmentu historii niepowtarzalnego miasta,
odbudowującego się z ruin.
Mój tekst
zakończę fragmentem książki Marcela Woźniaka „Tyrmand. Pisarz o białych oczach”:
„Nasze życie jest też tym, jak uczestniczymy w życiu innych ludzi. Małe gesty
nabierają rangi wielkich czynów, a ciche słowa stają się po latach cegiełką.
Nasze lektury – zaprawą życiową. (…) przecież historia to także to, jak czyjeś
życie żyje w naszym życiu. Powtarzając opowieść o kimś innym, rezonujemy na
rzeczywistość, jak kamień tworzący kręgi po wpadnięciu do wody.”
fot. A. Korczak |
Bardzo ciekawy materiał. Przyjemnie jest wrócic do klasyki gaunku. I mam tez tę ksiązkę dostałem ją pod choinkę :-)
OdpowiedzUsuń